niedziela, 29 sierpnia 2010

Wyjaśniacz I - Smak zaschniętego strachu.

Muzyka - Klik~!




Jakoś nie był zmęczony po tej robocie. Irytowała go tylko krew zasychająca na jego ciele, utrudniając poruszanie. Szczególnie nieprzyjemna była skrzepnięta szkarłatna ciecz na twarzy, gdyż nie można było się uśmiechnąć czy nawet zmarszczyć brwi. Cóż, praca łowcy demonów, jak każda, ma swoje uroki.

Dante uśmiechnął się do siebie, lecz tylko w duszy, gdyż kąciki jego ust przytrzymywała sucha krew. Lekkim krokiem przemierzał ulice pustego miasta. Noc już od dłuższego czasu miała swoją zmianę, nic więc dziwnego, że nie było ludzi. Nie przeszkadzało to mężczyźnie w czerwonym płaszczu. Wręcz przeciwnie – czuł się niezwiązany niczyim spojrzeniem. Wolny. Jego jedynymi granicami była szydercza spółka : rytm wystukiwany przez jego buty i czas, goniący już noc za horyzont. Dante jednak nie zmieniał tempa marszu. Był ponad to, mówił sobie.

Stanął przed drzwiami. Błyszczały w niezdrowym świetle ulicznej latarni, która złośliwie rzucała swą jaskrawą jasnością w okna budynku. Bodajże dwa dni temu wymieniał drzwi. Póki co sprawiały się nadzwyczaj dobrze. Dante stał tak chwilę, zastanawiając się czy wejść. Bogowie! Jeszcze rok temu wlazłby bez wahania, walnąłby się na sofę i spał przez następne 48 godzin. Teraz musiał się martwić napadem histerii pewnej rudej istotki, która zapewne czeka za drzwiami. Na tę myśl łowcę ogarnęła fala czułości. Nacisnął klamkę, choć wiedział, że będzie musiał długo się tłumaczyć, że krew którą ma na sobie nie jest jego krwią, a jedynie juchą demonów.

Rzucił niedbale spojrzeniem na salon agencji „Devil May Cry” . Za biurkiem nikt nie siedział, ochrowa sofa również pusta. Na stoliku zapewne zimny już kubek herbaty. Otwarte okno, przez które zaglądał wiatr. Wzruszywszy ramionami, Dante wszedł do środka. Był pewien, że Rayne odłożyła opieprzanie go na dzień jutrzejszy i poszła spać. Zadowolony z takiego rozwiązania łowca zdjął płaszcz, miecz schował w kącie pokoju. Zmęczony, położył się na sofie, zamykając oczy.

Prawdopodobnie usnąłby, gdyby nie krew na jego ciele. Była do tego stopnia uciążliwa, że Dante podniósł się i powlókł się do łazienki. Był to nie lada wyczyn, ponieważ po drodze musiał pokonać schody. Minął sypialnię, parę nieużywanych pokoi i stanął w łazience przed lustrem. Drzwi nie było, któregoś pięknego dnia własnoręcznie je wyważył. Uśmiechnął się na to wspomnienie, lecz zaraz zapiekła go skóra. Pieprzona krew. Szybko i umiejętnie zmył ją z twarzy. Zdjął koszulę, by obmyć także tors. Kolejny raz się przekonał, że nie ma nic bardziej orzeźwiającego niż zimna woda. Z miejsca oprzytomniał. Z chwilowo trzeźwym umysłem postanowił, że nie będzie nocował na sofie, a kulturalnie prześpi się w łóżku. A co, nie będzie mu potem Rayne wytykać że zachowuje się jak nieodpowiedzialny dzikus. Poniekąd tak było, ale Dante wolał by pozostało to przykryte kurtyną milczenia.
Wyszedł więc z łazienki i przeniósł się do sypialni. Stanął w progu, czując zimny oddech niepokoju na plecach. Łóżko było puste. Pościel zmierzwiona w ten sam sposób, w jaki porzucili ją rano. Łóżko było puste…

Zaczął biegać po pokojach. Zajrzał nawet na strych. Wszędzie zębiska szczerzyła przerażająca pustka. Zbiegł na dół, do salonu. Łudził się, że może ją przeoczył. Pokój jednak pozostawał uparcie niezamieszkany. Herbata wciąż niedopita, krzesło wciąż pozbawione siedzącego. Dopiero teraz Dante zauważył, że zdjęcie Evy na biurku jest przewrócone. Poprawił je nerwowo.
Poczuł podchodzący mu do gardła strach.

Pamiętał to uczucie, gdy brodząc we krwi biegał po tymże domu, wołając na próżno. Nieraz w snach powracały do niego te obrazy. Ta podłoga, na której teraz stały jego stopy… Śliska od krwi. Pusty fotel, na którym zwykła przesiadywać. Nie mógł znieść tego mdlącego zapachu. Pobiegł wtedy na górę. Wołał matkę. Wołał tak głośno, że zdarł sobie gardło. Płakał. Łzy zatarły mu przed oczyma granicę między jawą a wyobraźnią. Biegał po pustych pomieszczeniach, mając głupią nadzieję, że zobaczy Evę wyciągającą po niego ramiona. Tak cholernie się bał… Długo jeszcze siedział ukryty za poszarpaną szafą grającą, czekając, aż ktoś po niego przyjdzie. Dopiero głód mu uświadomił, że jest sam.

Stracił panowanie nad oddechem. Przeszukiwanie domu nabrało desperackiej barwy.
Odparł wspomnienia o matce. Przyszedł czas na brata.

Ból. Wyjący, rwący ból, jakby to jemu, nie Vergilowi, przeszyto pierś mieczem. Deszcz zmywający krew z obu braci. Deszcz, który padał jeszcze długo po tych wydarzeniach, w duszy Dantego. Po tym wszystkim, wrócił do domu. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to jest miejsce w którym się wychowali. Zmiażdżyło go wtedy zdezorientowanie. Jak głupi zaczął biegać po budynku, szukając Vergila. Szyderczo puste cztery ściany, nie kryjące w sobie ani krzty życia. Nie było go tam. Od dawien dawna nie zawitał w te progi i miał już nie zrobić tego nigdy więcej. Nie mogąc nic na to poradzić, Dante uwolnił łzy, a sam dał się zakuć w łańcuchy strachu. Szukał Vergila jeszcze długo, na próżno. Nie pojawił się, ku jego rozpaczy.

Dante zaczął się bać. Poczuł odległe kroki samotności i już ogarnęło go przerażenie.
Z której strony by nie popatrzył, był sam.
Zabrano mu Rayne.





obrazek pochodzi z mangi DMC.

5 komentarzy:

  1. Nawet fajny wpis błędów nie widzę;)
    Ciekawe co się stało tej Rayane, pisz szybko dalszy ciąg.
    Ps. U mnie już nowy wpis, jak chcesz, to przeczytaj, ale się nie narzucam;)

    tytankiwschodu.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak chcesz poczytać opowiadanie, i je skrytykować, a jest co.! To wejdź tu: http://the-vampire-foreverr.blog.onet.pl/
    Ale pomysł ma fajny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś świetna, masz bardzo lekki styl, widać że słowa nie przychodzą Ci z trudem. Tekst ciekawy, wciągający, z pewnością zostałam Twoją czytelniczką. Błędów żadnych nie zauważyłam. Masz talent, Om ma rację. ;3

    ~ Pozdrawiam,
    Vela

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww...
    Miód na moje serce. Dziękuję Ci Velo. To sporo dla mnie znaczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie, masz zadatki na niezłą pisarkę. Tak barwnie piszesz, że wciągnęłaś mnie w opowiadanie, mimo iż nie jestem w temacie. A nawet zostanę do końca. Idę do dalszych rozdziałów. Ach, nawet nie wiesz, jak teraz trudno znaleźć w necie kogoś, kto pisał by na prawdę dobrze. Wiele przejrzałam blogów i w niektórych przypadkach to szkoda nawet płakać.
    Pozdrawiam i możesz zaliczyć mnie jako stałą czytelniczkę. Będę odwiedzała dość często Twego bloga.

    OdpowiedzUsuń

Daj Donnie radość :3