Zamaszystymi, zdecydowanymi krokami wysoki mężczyzna o szarych włosach próbował zagłuszyć ciszę panującą we wszystkich pomieszczeniach. Zarówno na parterze jak i na pierwszym piętrze boleśnie nic się nie działo. Pustka szczerzyła swe zęby w zakurzonych pokojach.
Milczenie tak mocno wwiercało się w umysł Dantego, że ten postanowił wyjść.
Huk zatrzaskiwanych drzwi wyrwał w powietrzny tan tumany kurzu. Nie miał kto tu posprzątać.
*
Za wcześnie znalazł się w pubie. Słońce wciąż uparcie tkwiło na nieboskłonie, ukryte za woalem z chmur, a lokal nie był wypełniony pijackimi wrzaskami. Było irytująco spokojnie. Łowca zajął sobie miejsce przy barze, od razu zamówił butelkę whisky. Barman spojrzał tylko na niego przenikliwymi oczyma, które zapewne niejedno już widziały i bez pytań podał mu zamówiony trunek.
Dante patrzył, jak ludzie na wzór mrówek skupiają się w tym dusznym miejscu. Czekał.
Jak zwykle, gdy pojawiła się na horyzoncie było to przepowiedziane poprzez zamieszanie wśród mężczyzn. Stukała obcasami głośno, zostawiając na podłodze grudki błota, widać na zewnątrz od jakiegoś czasu padało. Podczas jej wędrówki do baru kilku co odważniejszych bądź co mniej trzeźwych facetów zaczepiło blondynkę, bełkocząc coś. Szybko jednak kończyli z głupią miną leżąc na ziemi i wąchając dawno niezamiataną posadzkę. Wówczas Trish podnosiła wyżej swe nogi, przechodziła nad nieszczęśnikiem i kontynuowała swą podróż. Dante był przyzwyczajony - w każdym barze ta sama śpiewka.
Łowca westchnął i pomachał kobiecie ręką na powitanie. Ta zaś próbowała się nie uśmiechnąć, nie wyszło jej to jednak. Szybko znalazła się obok niego.
- Dziwne, nie spóźniłeś się. – rzuciła, zamawiając drinka o nazwie brzmiącej jak model samochodu.
- Bo nie mam już po co się spóźniać. – mruknął w odpowiedzi. Pociągnął chyba zbyt łapczywy łyk whisky, bo Trish zmierzyła go wzrokiem pełnym dezaprobaty.
- Ostatnio za dużo pijesz. – stwierdziła z poważną miną. W jej błękitnych oczach zadrżała troska.
Dante zaś zaśmiał się głucho, odchylając głowę do tyłu. Jego głośny, smutny śmiech rozniósł się po czterech ścianach i niczym gong rozpoczął wieczorne zamieszanie w pubie. Jak na komendę obecne w knajpie pijaczyny zaczęły się głośniej zachowywać.
- I ty mówisz że za dużo piję? Na moim miejscu też byś tyle piła! – pomimo śmiechu w gardle, nie miał wesołych ocząt.
- Przykro mi z powodu Rayne. – jej głos był cichy, niepewny. Gdy tylko te słowa wybrzmiały, srebrnowłosy mężczyzna oprzytomniał. Jego spojrzenie momentalnie wytrzeźwiało.
- To już tydzień… - szepnął, a ton, jakim to powiedział był przeszyty na wskroś smutkiem. – Sam nie wiem, jak ja to wytrzymuję. Czuję się jakby mi zabrali oddech.
Trish milczała.
- Szukałem jej w sumie wszędzie. Dlatego mam pewność, że ktoś jej pomógł zniknąć. – urwał. Zagryzł wargę, zacisnął dłoń na butelce. – Tylko nie wiem, czy wciąż żyje…
- Nikt nie miałby powodów by ją zabijać.. – kobieta nieudolnie go pocieszała, poklepywała po plecach. Choć wiedziała, że najlepiej i najprościej byłoby po prostu go upić, nie chciała przyjąć tego do świadomości. – Nie były to też demony, bo inaczej w domu zobaczyłbyś krwawą plamę, a nie pustkę..
Milczenie. Cisza wypełzająca z ust wraz z zapachem whisky i drwiąco brzęcząca w uszach.
Blondynka dała za wygraną. Nie zamierzała błagać go w nieskończoność o jakiś cieplejszy gest. Na pocieszenie napiła się drinka o pomarańczowej barwie.
- Dlaczego tak gorączkowo jej szukasz, Dan? – wypaliła tym pytaniem jak racą, przeszyła nim ciszę. Wzrokiem obmacywała półki z alkoholem naprzeciw niej.
- Nie żartuj sobie, proszę. Przecież wiesz. Bo ją… - urwał, jakby dopiero zdał sobie sprawę co chce powiedzieć. – Kocham.. No i nie chcę, żeby ktoś mną tak się bawił, do cholery. - łowca jęknął, kładąc głowę na blacie. W dusznym pubie robiło się coraz głośniej.
- Ale to człowiek… - syknęła Trish jakby z odrazą. Zaskoczyło to nieco Dantego, bo pamiętał, jak dobrze się dogadywały z Rayne.
- I..? Ty jesteś demonem.
Ktoś w pomieszczeniu zbił szklankę. Powietrze wzbogaciło parę siarczystych przekleństw.
- No właśnie. A mnie byś tak nie szukał… - odwróciła wzrok, a w jej głosie było coś jakby wyrzuty. Złote włosy zakryły jej twarz, gdy pociągnęła kolejny haust z kieliszka.
- Trish. – zawołał ją. Domagał się jej spojrzenia. Kontynuował wypowiedź dopiero gdy spojrzała mu w oczy. – Jesteś demonem. A ja nie mogłem tak cały czas żyć na pełnych obrotach, wciąż walcząc nawet u siebie w domu, nawet w łóżku. Owszem, to było fajne. Przez jakiś czas. Gdybym miał kręcić pornosa, to tylko z tobą, kochanie. –zaśmiał się i o dziwo nie był to pusty śmiech. Trish też się uśmiechnęła. – Ale tak nie można w nieskończoność. Nie pasujemy do siebie, jesteśmy indywidualistami. I ty to wiesz, prawda? Wiem, że było nam dobrze, ale nie tylko o to chodzi, nie?
Długo nie odpowiadała. Patrzyła na Dantego przenikającym spojrzeniem, łykając każde jego gorzkie słowo i trawiąc je.
- Dojrzałeś. Myślałam że to nigdy nie nastąpi. – powiedziała w końcu. Dan wzruszył ramionami.
- Ja zawsze byłem dojrzały. Tylko ty tego nie widziałaś. – zawiesił głos. Zerknął na niemal pustą butelkę whisky. – Pomożesz mi?
Trish przechyliła pytająco głowę. Stwierdziła, że nie pójdzie w jego ślady i nie zostanie alkoholikiem.
- Kurwa, nie o to mi chodzi! Rayne mam na myśli, głupku! – stracił spokój, ukazując kły tylko o ton jaśniejsze od jego włosów.
- Ach… - walnęła się w czoło teatralnie. Odczekała chwilę, by jej towarzysz ochłonął. - A byłeś z nią szczęśliwy..? – zapytała, ale nie chciała usłyszeć odpowiedzi. Przymknęła błękitne oczy kocem z powiek.
- Jasne. W końcu mogę powiedzieć, że skradziono mi moje własne niebo.
Trish przełknęła ślinę, a wraz z nią wszystkie żale. Skinęła. – W porządku. Pomogę ci, chłopczyku.
Wyciągnęła dłoń, żeby zmierzwić jego białe włosy. Nawet nie protestował. Uśmiechnął się tylko jak dziecko, któremu odpuszczono karę. Trwali tak chwilę, parę magicznych sekund w zapchlonym, śmierdzącym fajkami i wódką barze.
Ktoś podarł delikatny materiał tej chwili, skutecznie wyswobadzając się z jej więzienia, konsekwencji które ze sobą niosła.
Dante zamówił kolejną butelkę.
- Zamierzasz teraz spić się do nieprzytomności? – zapytała blondynka, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z łysawym barmanem.
- Mhm. – mężczyzna potwierdził mrukowato. Jego głowa wciąż spoczywała w geście rezygnacji na blacie.
Po chwili Dante dostał swój życiodajny napój. Patrzył na niego jakby z odrazą, otworzył jednak butelkę.
- Dan..? – odezwała się po jakimś czasie Trish.
- Mhm, co?
Jej twarz przyozdobił zawadiacki uśmiech. – Z tym pornosem to serio mówiłeś?
Wywołało to oczekiwany efekt. Łowca zaśmiał się śmiechem podobnym do jego dawnego, szczerego głośnego wyrażania radości.
- Zapomnij.
- No, to w takim razie nie mam po co tu być. – skwitowała, wstając. Strzepała nieistniejący pyłek z płaszczu Dantego, po czym odeszła tym swoim rozkołysanym krokiem.
Całej rozmowie przysłuchiwał się mężczyzna podający trunki, co w sumie było oczywiste. Gdy tylko Trish zniknęła za drzwiami lokalu, odezwał się.
- Dziwny z pana człowiek, taką piękną kobietę puścić samą.
- Dziwny? Dziwna to ona jest. – odrzekł łowca, wpatrując się w dno swojej butelki.
Miejsce blondynki okupował teraz jakiś kloszard o godnym pożałowania stanie uzębienia. Opatulony w gruby kożuch (choć było to lato..!) wzbudzał współczucie swą postawą i rozbieganym wzrokiem. Dumny właściciel 4 już whisky o niezwykle jasnym kolorze włosów obserwował bezdomnego z niejakim smutkiem. Dobrze wiedział, że letnie noce są nietaktownie chłodne.
Mężczyzna w kożuchu zakupił sobie jakiś trunek o różanym zapachu. Łapczywie spijał każdy mililitr w szklanicy. Widać zachwycał go zapach alkoholu, bo czasem zanurzał usta w napoju, nie biorąc żadnego łyku. Obserwując kloszarda, Dante dopił swoją butelkę i zawołał barmana, by zapłacić. W tym momencie włóczęga pochlapał sobie krtań różaną wódką. Łowca uśmiechnął się na ten widok.
- To nie sprawi, że nagle zaczniesz pachnieć fiołkami. – rzucił, zarówno słowami jak i pieniędzmi na ladę. Skrzywił się patrząc na fortunę, którą przepuścił, wiedząc, że jedną czwartą kwoty zawdzięcza Trish i jej egzotycznemu drinkowi. Kątem oka zobaczył jeszcze zbitego z tropu kloszarda. Była to ostatnia rzecz która go interesowała w tym miejscu. Wyszedł więc szybkim krokiem. Z niejaką ulgą wydostał się z pubu z gęstym, lepkim powietrzem.
Na zewnątrz wiał chłodny, przyjemny wiatr. Dante nie wiedział dlaczego, lecz ów zefir przygnał gdzieś z dala wspomnienia. Ach, ten alkohol…
*
Lubiłeś patrzeć, jak się irytuje, prawda? Tak zabawnie marszczyła wtedy nosek, że aż chciało się ją pocałować. Może dlatego tak często zdarzało się wam kłócić. Przynajmniej nie były to kłótnie jakoś wyjątkowo brutalne, nigdy jej nie skrzywdziłeś. I chwała ci za to, synu Spardy. Pamiętasz jeszcze, w jakim niesamowitym tempie się godziliście? Tak jakby wasze usta wysychały bez siebie nawzajem. Jak się okazuje, demony też kochają. Pomyśl więc, jak szczęśliwy wtedy byłeś, kiedy ta ruda istotka kręciła się u twego boku, zazwyczaj uczepiona twojego ramienia. Przypomnij sobie te wszystkie chwile o przyjemnych barwach. No, już? I co? Czyż to nie był najpiękniejszy czas w twoim życiu? Powiedz Dante, dlaczego pozwoliłeś skraść twoje niebo?
*
Dante nie mógł odpowiedzieć na te pytania. Nie chciał, nie, zbyt wielki ból sprawiały mu same myśli o tej stracie. Z trudem stawiał kolejne kroki, byle iść, byle dalej. Żeby tylko się nie zatrzymywać. W głowie mu szumiało, coś ryczało nieludzko w czterech ścianach jego umysłu. Miał wrażenie, że zaraz z uszu pocieknie mu krew. Szedł dalej, ręką wodząc po ścianach mijanych budynków. Buty jakby tonęły w tej cienkiej warstwie błota, bo stopniowo coraz ociężalej podnosiły się z ziemi. Łowca wędrował ulicą, której nazwy nie znał i z której zmęczenie wyssało zapach, barwy oraz blask życia. Aleja wypełniona była po obu stronach ciasno poukładanymi kamiennymi budynkami, wyższymi niż szerszymi. Powoli z Dante stawało się to samo co z ulicą, którą podążał. Zmęczenie zgasiło go. Osunął się w błoto, kolanami brodząc w wilgotnej ziemi. Ów wrzeszczący głos w jego głowie przybierał na sile. Łowca nawet nie zauważył, kiedy krzyk wydostał się na zewnątrz przez jego usta. Takiego skowytu nie słyszał jeszcze świat. Noc przestraszona umilkła, dając do końca wybrzmieć bólowi mężczyzny.
Dante padł na błoto i wył, długo jeszcze, dopóki jego głos nie odmówił mu posłuszeństwa.
*
Leżał w błocie na wznak, plecy mając już doszczętnie mokre. Z głową odchyloną do tyłu, mógł bez wysiłku wpatrywać się w niebo rozjaśniane przebłyskami świtu. Nie miał sił na cokolwiek. Oddech zlitował się nad nim i cichcem kontynuował swą nieustanną misję. Umysł zaś był już tak wypalony, że nie przyjmował do świadomości żadnych bodźców od świata.
Gdzieś na przedsionku nieba, na ciemnych, puszystych lokach obłoków widział ją. Rayne była niewyraźna, rozmyta, jak przystało na projekcje wycieńczonego mózgu. Włosy falowały jej na wietrze, a ten jej promienny uśmiech uparcie tkwił na jej twarzy. Czasem, gdy Dante mrużył oczy kontury zlewały się w jego źrenicach w niewyraźne plamy, zupełnie jakby ktoś wylał na płótno jego wyobrażeń wodę, i kobieta przybierała postać ognistego lisa o spiczastych uszach. Machała wówczas puszystą kitą, sprawiającą wrażenie uformowanej z pomarańczowych płomieni. Ktoś powoli popadał w szaleństwo, a Dante przewidująco przestał zaglądać w lustro.
Nie zdziwił się więc, gdy sylwetka jego wybranki zaczęła się zmieniać. Początkowo tylko napęczniała jak gąbka, którą wrzucono do wody. Barki jej spotężniały, nogi nabrały mięśni, toż samo z rękami. Urosła. Nie był to proces nieprzyjemny, po prostu materia skraplała się na jej ciele, transformując je. Znikąd na jej plecach wyrosły skrzydła, białe, lśniące we wszystkich możliwych kolorach. Lecz to już nie były jej plecy. To już nie była Rayne. Wzrok Dantego wyraźnie wychwytywał jasną postać anioła.
Mówią, że anioły nie mają płci. Uroda tych istot jest tak niewyobrażalna, tak [… ] boska, że nie sposób jej zaklasyfikować jako męską czy żeńską. Przy takiej doskonałości ich twarze nie powinny być skalane jakąkolwiek emocją. A jednak owa skrzydlata istota patrzyła na łowcę z nieskrywaną wyższością.
- Pół demonie. – zawołał Dantego, żądając skupienia uwagi na jego osobie. – Jesteś istotą nienależącą do żadnego ze światów, nie pochodzisz też z żadnego z trzech rodów tego świata. Nie zasługujesz więc na szczęście, którego brak czasem nawet ulubieńcom Pana, albowiem tobie podobna istota w poszukiwaniu szczęścia uczyniła zbyt wiele złego. Ty zaś, choć chlubisz się chronieniem ludzi, także masz w sobie zalążek bezeceństwa. Od poczęcia jesteś skalany mrokiem, dlatego Rayne została ci odebrana. Nie szukaj jej, niepełny demonie, zaufaj, iż ten sposób jest najwłaściwszy. Ognistowłosa Rayne została przeniesiona w inne miejsce, gdzie będzie mogła żyć w szczęściu bez ciebie. Nie szukaj jej.
Głos anioła odbijał się echem po bezbarwnej ulicy. Biegł po jaźni, łaskotał ją, podając w wątpliwość swą realność. Był zbyt odległy, by wziąć go za wycie wiatru.
Dante wciąż leżał na ziemi, umorusany nieszlachetnie. Jego wzrok nabrał jednak kolorów, odzyskał swój dawny, żywy błękit. Odgarnął przyklejone do czoła kosmyki włosów, by móc skonfrontować się spojrzeniem z aniołem. Uśmiechnął się, choć było to niemal niemożliwe do zauważenia.
- Nie wiem czy wiesz, ale... – zaczął pewnym głosem. – przerywanie mi snu jakąś bezsensowną gadką jest bardzo nierozsądne. Zwłaszcza, gdy robisz to wchodząc z butami w moje życie. Idź do diabła ze swoimi radami. – łowca uniósł kąciki ust ku górze w drapieżnym uśmiechu. W dłoni już miał pistolet o czarnej barwie. Wycelował w anioła i bez wahania pociągnął za spust.
- Bingo.
Doskonała twarz skrzydlatej istoty rozprysła się niczym szkło. Zdawało się, że była stworzona z mgły, gdyż każda jej część uleciała w swoją stronę by spokojnie się rozpłynąć. Przy tym nie pojawiła się nawet kropla krwi, jedynie gęste, mlecznobiałe światło wyciekało z szyi. Po chwili trwania w bezruchu, reszta ciała zaczęła blednąć i znikać w oczach. Wkrótce po aniele nie został żaden ślad, prócz niepokojącego chichotu w oddali.
Łowca demonów, sam w połowie demon, wstał z wilgotnej ziemi. Spojrzał raz jeszcze na miejsce, w którym zniknął boski posłaniec, po czym prychnął. Schował broń, ręce wsunął w kieszenie. W sercu czując ciepło niedawno rozpalonej nadziei ruszył w kierunku swojej siedziby. Devil May Cry. Jakże teraz ta nazwa pasowała do jego sytuacji!
Kroki stawiało mu się zadziwiająco lekko.
Jeśli masz ochotę, mogę nawet oddac Ci tego bloga, jednak myślę że niechcę go prowadzic, ale fajnie by było gdybyś informowała mnie o NN
OdpowiedzUsuńa tu moje gg jakby co 24105081
pomagamy-nastolatkom.bloog.pl
Przeczytałam dopiero dziś bo wczoraj już nie mogłam dokończyć. Wszystko mi się rozmazywało. Notka wyśmienita. Wow!! Dante ukatrupił anioła? Będę czekać na następną i następną... Piszesz wciągająco, że się chce więcej.
OdpowiedzUsuńmargaret.w
I znów wybrałam profil anonimowy.
Tak... Ty to umiesz przemówić człowiekowi do rozumu. Ale mi nie chodzi o to, żeby moje opowiadanie było najlepsze ze wszystkich na świecie, bo ja tak mówie i koniec .[kropka] Oczywiście, że są ludzie bardziej i mniej uzdolnieni, to normalne. Kurcze, ciężko mi jest to ująć w jakieś sensowne zdanie, ale mi chodzi o to, że zawsze na początku gdy czytam swoje wypociny to mi się podoba, za drugim razem już tak sobie, no a za trzecim.!Myślę sobie: "O matko, to ja takie coś napisałam!? Żenada.!". I jak mi się w końcu uda to jakoś poprawić no to : " o już lepiej". Ale ja z charakteru jestem taką osobą, że robię wszystko na odpieprz, byle by szybko i już.! I dlatego potem wychodzi na papierze. A wiem, że stać mnie na więcej, ale musiałabym więcej czasu poświęcić na doprcowywanie i nie pojechałabym dalej, a ja już we łbie [:)] mam nawet zakończenie.!
OdpowiedzUsuńNo tak, pomysł się ma, ale słowa też trzeba jakoś dobrać, żeby to sens miało.
Dziękuje za otuche.
Ok, czyli wiem, że jednak blog nie jest aż tak beznadziejny. Nad opuszczeniem go myślałam poważnie, również dlatego że mam nauke. W tym roku bedzie najgorzej i najciężej bo, to niestety już ten czas, kiedy za rok będą egzaminy.
I pisze jedenasty rozdział. Zastanowię się, ale chyba nie opuszcze bloga. Tylko, że rozdziały naprawdę nie będą się szybko ukazywać.
A ten blog co ci podałam, to skoro lubisz czytać i dawać innym porady, to sobie pomyślałam, ze naprostujesz troszkę autorkę, żeby jej pomóc, bo trzeba troszkę oka z zewnątrz.
Co za komentarz. Haha. Mam nadzieje, że coś zrozummiałaś, bo niezbyt sensownie to napisałam.Chyba dlatego, że już śpiąca jestem. Dobranoc. :)
Pozdrawiam.
Wcale, nie uważam, że wzystko krytykujesz.!
OdpowiedzUsuńNom, dość młoda osóbka.! ;)
- Dziwny z pana człowiek, taką piękną kobietę puścić samą.
OdpowiedzUsuń- Dziwny? Dziwna to ona jest.
Ten dialog mnie rozwalił xD
Biorę się za kolejny rozdział.
Noo :D Wiem... nie było mnie..., ale lepiej późno niż później:D ;) Rozdział swietny. Rzeczywiście inne ujęcie ma ten blog, aczkolwiek równie tajemnicze i interesujące. Idę czytac dalej;) Buźka! :* - patience
OdpowiedzUsuń