piątek, 3 grudnia 2010

Trish - Płynność istnienia.

Piosenka ^^ :
Opis :

Z pub'ami trzeba ostrożnie. Najlepiej w ogóle się tam nie zapuszczać i pić w domowym zaciszu. Jednak te przybytki mają w sobie coś trudnego do uchwycenia słowem. Świdrujący we krwi alkohol daje złudzenie anonimowości, bezkarności, znosząc barykady pozorów. Dzikość, prostota i szczerość natury tych lokali jest rozbrajająca - stojąc naprzeciw wszystkich tych ludzi zaplątanych w procentową wolność, ów wędrowiec, który się tu przypałętał ma dwa wybory: ponieść się fali beztroski lub zamknąć się na otoczenie i w milczeniu ukrywać swe istnienie, sącząc mocne, lokalne piwo. Ja jak to ja, ze swoim niezdecydowaniem stanęłam w kącie. Nie wybrałam żadnej z opcji i czekałam, aż tok wydarzeń sam wysunie się z alternatywną propozycją. W gruncie rzeczy nie było to zbyt inteligentne - rzeczą naturalną było przybycie jakiegoś podchmielonego faceta, o wieku i rysach twarzy rozmytych nietrzeźwością. Nastąpiło to po krótkim okresie czasu. Starszy jegomość w przepoconej koszuli w niebieską kratę usiadł przy moim stoliku i zaczął coś niewyraźnie bełkotać. Słowa, które z jękiem wyrywały się z jego ust były niepełne i krótkie, jakby wyraz złożony z trzech sylab przerastał możliwości komunikacyjne mego nowego towarzysza. Po dłuższej chwili wypełnionej jego gaworzeniem, mężczyzna posłał mi powłóczyste spojrzenie. Przez ułamek sekundy patrzył mi w oczy jakoś tak trzeźwo, by potem znów powrócić do bezcelowego paplania. Ta scena nikogo nie dziwiła. To było naturalne. Ani ja, ani on, nie oczekiwaliśmy od tej sytuacji niczego więcej, poza konsternacją i zawodem. Oboje wiedzieliśmy, że po chwili go odgonię albo przesiądę się na inne miejsce. Póki co jednak ta chwila trwała, zmieszanie narastało, a rezygnacja dopiero czaiła się do skoku na pijaczynę.

Przyjrzałam mu się. Jego skóra wydawała się kochająca słońce - ciemna, oliwkowa, zmarszczona w kącikach oczu, jakby od ich mrużenia. Procenty zmąciły intensywny brąz jego tęczówek, oprawionych w rzęsy układające się w migdałowy kształt. Gdy się uśmiechał, odsłaniał równe, choć nieco pożółkłe zęby. Co chwila odgarniał z czoła czarno-siwe kosmyki włosów, połączone lgnącym do skóry potem. Gdy był młody, zapewne wzbudziłby we mnie uczucia zupełnie przeciwne, od tych, które wzbudzał teraz. Z pewnością był kiedyś przystojnym mężczyzną. Teraz niestety jego urodę stępiło życie.

Z szacunku dla jego dawnej, pięknej powierzchowności, a może z nudów, nie wiem, zaczęłam się przysłuchiwać jego słowom.

- Nigdy, niee... Nie byłem rozsądny, nie. No i nie dziw, że.. No wiesz, kiedy ona się pojawiła, to nie dziw, że... Ha, śliczna to ona była! No to nie dziw, że za nią latałem. - mówił tak, jakby sprawiało mu to trudność. Głos miał mocno zachrypnięty.

- Ona czyli kto? - zapytałam, sama nie wiem dlaczego. Chyba po prostu chciałam pokazać kolei rzeczy, że jest zwykłym mitem.

- No ta blondynka, oj boska Trish... Jak przyjechała do naszego miasta, to od razu się... - oddechu mu zabrakło. Mocno go to podirytowało, widziałam jak nerwowo ściska dłoń na kuflu piwa. Łapczywie nabrał powietrza do ust i natychmiast wypluł z siebie spóźnione słowa - spokojniej kurwa zrobiło, no! I jak ten... Ona mnie polubiła, oj tak, to było widać jak murzyna w tłumie, o. No i wiesz, ja z nią się spotykałem. I wszystko byłoby cudownie, gdyby... Bo wiesz, ona nie była zwykła... Ja myślę... Ja myślę, że ona chyba demonem była. Wszystkim w okolicy pomagała, żadnych straszydeł w okolicy nie było. A kiedyś, to ja... Zakradłem się do niej w nocy, ale jej.. Nie było jej. A jak jej szukałem, to znalazłem dopiero nad ranem. Wiesz co robiła..?...Ha! Widziałem jak rzucała z rąk piorunami, naprawdę! Tak jak ciebie teraz widzę...

- Wkurzyła się chyba.

- Trochę... No, bardzo trochę. Potem już jej nie widziałem. Tylko brat mi mówił, że ona z tym, no.. Nooo! tym łowcą demonów kręci. Tym takim z białymi włosami!

- Z Dante? - zdziwiło mnie to trochę. Nie sam fakt, że ktoś kręci z tą nieodpowiedzialną, białowłosą istotą. Zaskoczył mnie fakt bytności jednej z miłostek Dantego na takim zadupiu. I to w miejscu, w którym miałam się z nim spotkać. To było trochę nierealne, jak scena z filmu. Idealnie stworzone przez wybitnego reżysera, Mr Life.

- O, właśnie! No i martwię się trochę... O nią... Zawsze flirciara z niej była, ale z takimi typami...No bo... Dobra z niej kobieta jest, chociaż trochę lekceważy ważne rzeczy. No i straszna kokietka. Ale dobra. Jak na demona, to.. Cholernie dobra, kochana.

Przytaknęłam pół przytomnie. Do lokalu właśnie wmaszerowała osoba, na którą czekałam. Jego imię jakoś tak przeleciało mi przez myśli nazbyt jaskrawe. Dante. Wyszłam mu naprzeciw, by wyprowadzić go na zewnątrz. Jakoś nieopatrznie wzięłam kufel ze sobą. Pomachałam jeszcze swojemu nowemu znajomemu.

A niech to. Kolej rzeczy znowu wygrała. Cholera, to jest oszustwo!

- Donnie, jakaś hiperaktywna dziś jesteś. Trzeźwa aby?

- Aby aby. Chciałam się o taką jedną spytać. Trish. Kojarzysz?

Zaśmiał się.

- Zazdrośnica jak Lady. - zanim odpowiedział mi na pytanie, posłał mi rozbawione spojrzenie. - Trish to demon, ale w porządku. Znam się z nią kopę lat. Byliśmy nawet parą, ale to był bardzo burzliwy związek. Wiesz, latające noże, dziury w ścianach, życzliwe strzelaniny, te klimaty. No ale teraz jesteśmy przyjaciółmi. – urwał na chwilę. – Mhm… No chyba że znowu zmieniła zdanie.

- Pff, demon łowca demonów? - czerpałam jakąś perwersyjną przyjemność z dokładnego poznawania życiorysu starszego syna Spardy. Jeszcze większą radochę dawało mi podawanie w wątpliwość wszystkiego, co mówił. Czasami byłam bardziej dziecinna niż on. Irytujące.

- A i owszem. Masz z tym jakiś problem?

- Nie. - burknęłam - A czego chciałeś się spotkać?

Szeroki, wręcz lubieżny uśmiech wypełzł na twarz Dantego. Wyjął ręce z kieszeni i skrzyżował je na piersi.

- Wiesz, Donnie... Tak sobie pomyślałem, może masz dla mnie jakieś zlecenie?

- Ty stary capie! - warknęłam i rzuciłam w niego tym, co akurat miałam w ręce. A był to pusty kufel, zrobiony z hartowanego szkła. Łowca odchylił się w bok i niestety udało mu się uniknąć zderzenia z naczyniem. Po paru sekundach do moich uszu doszedł przeuroczy odgłos owego hartowanego szkła rozbijającego się na kawałki. Rozeźliło mnie to jeszcze bardziej. Kopnęłam go w piszczel. Tak! Punkt dla mnie! Skrzywił się! - Co ty sobie myślisz, że ja nie mam co robić tylko latać i szukać roboty dla ciebie?! Wszo społeczna! Jeszcze walki mam organizować! Grr! Foch stary i już.

Nie wiem, skąd we mnie tyle agresji. Ten publiczny napad gniewu był aż do bólu przerysowany.

- Tak, tak, wiem, z przytupem i światełkami i owacją na stojąco. Tylko pamiętaj, spoważniej zanim znowu przyjdziesz do mnie z jakimś nowym zleceniem. - to powiedziawszy, Dante minął mnie i wszedł do pub'u. Mocne, drewniane drzwi zasłoniły jego sylwetkę. Po jego zniknięciu ogarnęło mną uczucie bezsilności.

Powarczałam sobie jeszcze chwilę i również weszłam do budynku. Bo może ten pijaczyna i jego opowieść o Trish mieli rację – może czasem lepiej jest zlekceważyć pewne elementy rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daj Donnie radość :3